czwartek, 27 lutego 2014

Dzień 10. Godzina 13:14

Pochowałem Mary w ogródku. Zmówiłem modlitwę i przesiedziałem kilka godzin na dworze. Ostatnio mamy wyjątkowo brzydką pogodę, więc ucieszyłem się z odrobiny słońca.

Z telewizji dowiedziałem się, że cała Europa jest już zainfekowana, a także pojawiły się przypadki choroby w Stanach Zjednoczonych. Jescze kilka tygodni i pewnie nie będzie bezpiecznego miejsca na ziemi. Chyba, że gdzieś na dalekiej północy... To jest myśl. Najpierw jednak będę musiał opuścić wyspy brytyjskie.
Powoli oswajam się z myślą, że niedługo będę musiał wyruszyć do Polski. Martwię się o moją mamę. Dzwoniłem, ale nie odbiera telefonu.
Zaczynam układać plan.
Na początku muszę się przygotować. Spakować niezbędne rzeczy; broń, jedzenie i ciuchy.
Udam się samochodem w okolice Dover. Jestem przekonany, że masa ludzi zrobiła to dziesięć dni temu, kiedy to zamknięto granice. Najprawdopodobniej jest tam tłok i z pewnością pełno żywych trupów. Na prom nie ma co liczyć.
Może uda mi się jakąś łódkę znaleźć. Kanał la Manche w najwęższym miejscu wynosi 32 km. Kiedy będę już we Francji, to wtedy znajdę jakiś samochód i pojadę do Polski.
Sam nie wierzyłem, jak prosto to brzmi.

Przed chwilą wyłączyli prąd. Na szczęście pracuję na laptopie. Zacząłem się jednak zastanawiać, jak dalej będę prowadził bloga, kiedy nie będzie prądu? A w ogóle jak długo będzie dostępny internet? Co stanie się z serwerami?

Nie będę się tym na razie przejmował.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz