środa, 19 lutego 2014

Dzień 2. Godzina 14:17

Przeżyłem koszmar. Ile ich jeszcze będzie?

Tuż po wczorajszym wystąpieniu premiera, ludność spanikowała. Gigantyczne korki, tłumy na ulicach. Wszyscy nagle postanowili wyjechać do rodziny, znajomych. Byle tylko z dala od miejsca, w którym obecnie się znajdowali.
Ja natomiast postanowiłem udać się do pobliskiego Tesco, aby zrobić zapasy i kupić jedzenie na kilka tygodni. Na ulicach był straszliwy ruch, drogi nie były przejezdne. Zabrałem więc największy plecak jaki posiadałem i wsiadłem na rower. Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem prowadzący do sklepu wężyk samochodów. "No to sobie postoją" pomyślałem.

Na parkingu nie było miejsca. Ludzie przekrzykiwali się jak na jakimś targowisku. Jedni parkowali samochody, inni wkładali siatki pełne jedzenia do bagażników. Byli też tacy, którzy przyjechali motorem lub rowerem.
Wszeobecny hałas.

Zauważyłem, że mało kto był spokojny. Ludzie wbiegali do sklepów jednymi drzwiami, a drugimi tłumy wysypywały się spowrotem na parking.
Zaparkowałem rower i ruszyłem w stronę wejścia.
W sklepie panował chaos. Nie było nikogo przy kasach. Każdy wkładał jedzenie do wózków lub siatek i zwyczajnie sobie wychodził.
Kilka godzin temu, taka sytuacja była nie do pomyślenia.
Biorąc przykład z większości, załadowałem swój plecak puszkami z fasolką, groszkiem, kukurydzą. Zabrałem kilka paczek ryżu i makaronu. Przy stoisku z pieczywem zauważyłem, jak dwie staruszki wydzierają sobie ostatni bochenek chleba. Był to widok komiczny, a zarazem przerażający. Wtedy zadałem sobie pytanie: "Co się stanie jak zabraknie ludziom jedzenia? Do czego będziemy musieli się posunąć, aby zaspokoić głód?"

Natychmiast wróciłem do półek z żywnością i próbowałem nieco więcej upchać do mojego plecaka.
Przed wyjściem chwyciłem jeszcze dwa 5 litrowe baniaki z wodą oraz trochę słodyczy. Głównie batony, czekolady i ciastka.
Obładowany wraz z tłumem wyszedłem ze sklepu.

Wracając do roweru usłyszałem krzyki. 
Po prawej na ziemi leżał chłopak, a grupka chuliganów kopała go nie szczędząc przy tym przekleństw. Podszedłem bliżej. Spojrzałem na pobitego. Wydawało mi się, że chłopak już nie żył. Oczy miał otwarte i nie wydawał żadnych dźwięków. Nawet kiedy potężny kopniak trafił go prosto w podbrzusze.
Ze sklepu wyszedł policjant. Pchał wózek pełen jedzenia i środków czystości. Zerknął na bandę gówniarzy, spuścił wzrok i przeszedł obojętnie. Ci natomiast zaśmiali się i zaczęli z niego szydzić.
Oniemiałem. On kurwa nic nie zrobił! 
Wyciągnąłem komórkę i już chciałem dzwonić po policję. Przerwał mi jednak kolejny krzyk. Jeden z oprychów trzymał się za nogę i wył z bólu. Pobity chłopak wgryzał się w jego łydkę. Oczy miał mlecznobiałe, skórę szarobladą, usta sine. Cały był umorusany krwią. Pozostali gówniarze uciekli przerażeni. Krótkowłosy młokos przewrócił się i charcząc prosił o pomoc. Jak dotąd nieżywy chłopak mocno wbił palce prosto w brzuch pogryzionego i powoli zaczął wyciągać jego wnętrzności.
Stałem jak wmurowany. Co to kurwa ma znaczyć?! Przed chwilą ten chłopak nieżył! A teraz zajada ludzkie wnętrzności! Skąd on miał tyle siły, aby tak łatwo rozerwać mu brzuch?!

Kiedy tylko się otrząsnałem. Wsiadłem na rower i czym prędzej wróciłem do domu.
Całą noc nie mogłem zasnąć. Byłem (i ciągle jestem) przerażony.

Dzisiaj natomiast przez kilka godzin oglądałem telewizję. Każdy kanał nadawał relacje z różnych miast Wielkiej Brytanii. Wszędzie panowała panika. W południe ponownie wypowiedział się premier. Wprowadzono godzinę policyjną. Pomiędzy 18:00 a 6:00 nie można wychodzić z domu. Służby mundurowe wyszły na ulice. Na BBC News pokazano jak uzbrojeni po zęby policjanci mobilizują się przed pałacem królowej.

2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mysle ze warto poprawic sformulowanie: " aby zaspokoić pragnienie głodu?"
    Zaspakajamy glod i pragnienie - nie pragnienie glodu ;) nikt nie pragnie glodu... no chyba ze anorektycy ;p

    OdpowiedzUsuń